Gdy wychodziłem z sali po zajęciach z fotoedycji o 23, zaczynały z nieba spadać pierwsze płatki śniegu. Po niespełna minucie sypało tak, jakbym znalazł się w samym środku bitwy na śnieżki, albo puchowe poduszki. Kiedy dochodziłem do ronda Zesłańców Syberysjkich (a zajęło mi to jakieś 6 minut) napadane już było przynajmniej 3 cm śniegu. Zauroczony aurom wróciwszy do domu, porzuciłem tylko torbę z lapkiem, ucałowałem skarba i chwyciwszy aparat i statyw pognałem na dalszy spacer... Kocham stan w jakim się wtedy znalazłem... jakbym był na niezłym haju.
Wieczorem może uda mi się zmontować filmik z opadów :]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz